LKS Dziecanovia Dziekanowice - strona oficjalna

Strona klubowa

Logowanie

Kalendarium

28

03-2024

czwartek

29

03-2024

piątek

30

03-2024

sobota

31

03-2024

niedziela

01

04-2024

pon.

02

04-2024

wtorek

03

04-2024

środa

Najnowsza galeria

DZIEXA Z LOTU PTAKA, Zdjęcia dzięki Panu Tadeuszowi Bochnia
Ładowanie...

Sport.pl

Wyniki

Mecze sparingowe

Wyszukiwarka

Aktualności

Z Pamiętnika groundhoppera

  • autor: LKS Dziecanovia, 2015-07-18 10:53
Bardzo rzadko trafia mi się wolna niedziela bez zleceń meczowych. A już wolna niedziela i samochód z szoferem do dyspozycji to prawdziwe święto! W tym dniu terminarz tak się ułożył, że żadnych hitów nie było. Toteż w ruch poszła zakładka na skrzynce mailowej „zaproszenia” i znalazło się jedno ciekawe. 

 

Z pamiętnika groundhoppera (41)- Dziekanovice

Klasa Okręgowa (Kraków III), 14.06.2015

Dziecanovia Dziekanowice – LKS Rudnik 2:2 (1:1)

 

czytaj dalej...

Galeria zdjęć


z-pamietnika-groundhoppera-dziecanovia-2-2-lks-rudnik-6195333.jpg z-pamietnika-groundhoppera-dziecanovia-2-2-lks-rudnik-6195334.jpg z-pamietnika-groundhoppera-dziecanovia-2-2-lks-rudnik-6195335.jpg
Bardzo rzadko trafia mi się wolna niedziela bez zleceń meczowych. A już wolna niedziela i samochód z szoferem do dyspozycji to prawdziwe święto! W tym dniu terminarz tak się ułożył, że żadnych hitów nie było. Toteż w ruch poszła zakładka na skrzynce mailowej „zaproszenia” i znalazło się jedno ciekawe. 

 

 

 

 

Z pamiętnika groundhoppera (41)- Dziekanovice

Klasa Okręgowa (Kraków III), 14.06.2015

Dziecanovia Dziekanowice – LKS Rudnik 2:2 (1:1)

 

Bardzo rzadko trafia mi się wolna niedziela bez zleceń meczowych. A już wolna niedziela i samochód z szoferem do dyspozycji to prawdziwe święto! W tym dniu terminarz tak się ułożył, że żadnych hitów nie było. Toteż w ruch poszła zakładka na skrzynce mailowej „zaproszenia” i znalazło się jedno ciekawe. W Dziekanowicach jeszcze nie byłem, moi szoferzy też nie, więc sprawa wyjazdu była oczywista.

 

W tygodniu poprzedzającym wyjazd, piszę maila z zapowiedzią swojego przyjazdu i uzgadniam szczegóły wyprawy z Olem. Olo dzień wcześniej melduje się na meczu Polska – Gruzja, śledzę go jednym okiem obrabiając przed telewizorem zdjęcia z imprezy na którą miałem zlecenie. Okazuje się, że PZPN wystawił mojemu koledze nie taką akredytację jaką chciał i ostatecznie zamiast na murawie z aparatem melduje się na loży prasowej. Ja swoją lożę prasową tego dnia zmontowałem w pokoju brata wykorzystując jego nieobecność (sam żyję bez własnego telewizora) i na stoliku rozkładam sobie laptopa i inne niezbędne rzeczy do obrabiania zdjęć (kufel piwa, zagrycha).

 

Sobota minęła dość szybko i nadeszła wyczekiwana niedziela. Rano o 11:20 robię za zegarynkę tzn. budzę Ola telefonem, umawiamy się na konkretną godzinę wyjazdu. Wpadam jeszcze na końcówkę meczu juniorów Hutnik – Dunajec Nowy Sącz. Udaję się na szybki obiadek do ukochanego baru mlecznego, parę minut drzemki, kawa i w drogę.

 

Na umówione miejsce docieram 30 minut przed czasem. Rozkładam się wygodnie w cieniu z książką (dobrze, że nie mam prawa jazdy, bo tak to bym już całkiem nie miał czasu na lekturę). Chłopaki zjawiają się punktualnie. Wskakuję do samochodu, znacznie nadwyrężając zawieszenie i ruszamy na szlak. Pierwszym tematem rozmowy jest oczywiście wczorajsza wizyta Ola na Stadionie Narodowym. Dopiero teraz dowiaduję się, o pomyłce PZPN i że biedak musiał siedzieć w towarzystwie Kołtoniów i innych Borków zamiast w spokoju robić zdjęcia. Na moje pytanie o catering, chłopaki wybuchają śmiechem i okazuje się, że znają mnie na tyle dobrze, że zdążyli się założyć o to kiedy zadam to pytanie.

 

Do celu prowadzi nas jak zawsze niezawodny GPS, obsługiwany dzielnie przez Michała. Jak zawsze też nasza nawigacja kieruje nas nie tam gdzie trzeba, w konsekwencji czego Olo zmuszony jest nieco naginać prawo drogowe. Koniec, końców docieramy do Dziekanowic, mijając jak to opisał w swojej relacji Michał, wszystkie charakterystyczny punkty wsi.

 

Sama wieś, mimo że na kartach historii istnieje od dawien dawna (czego namacalnym dowodem jest pochodzący z przełomu XII i XIII wieku kościół) nie dorobiła się innych zabytków, ani też nie była świadkiem ważnych wydarzeń. W każdym razie nic mi się na ten temat znaleźć nie udało.

 

Pojawia się tablica oznaczająca koniec wsi, a my stajemy zastanawiając się w którym to mamy udać się kierunku. Ostatecznie obowiązuje zasada, że o drogę idzie się pytać ten, który waży najmniej (bo nie musi się zmuszać do takiego wysiłku jak pozostali). Michał zostaje zatem wydelegowany do sklepu przy którym się zatrzymaliśmy (jego wyprawa trwa chyba dobre dziesięć minut) wraca z trzema puszkami zimnej coli i informacją, która całkiem nas szokuje – jesteśmy na dobrej drodze.

 

To na czym byliśmy ciężko było nazwać drogą a już na pewno nie dobrą. W tym wypadku jednak zwrot ten oznaczał, iż tą trasą dojedziemy do celu. Zdzierając do reszty podwozie mijając jakieś chaszcze i ruiny docieramy na stadion.

 

Obiekt wyłania się niczym Fenix z popiołów i w niczym nie przypomina okolicy, a już tym bardziej fatalnej trasy dojazdowej. Stadion znajduje się na dole ostrej skarpy. Zejścia na płytę boiska i ponowne wyjście na wysokość trybun było nie lada wysiłkiem dla obładowanych sprzętem i zwałami tłuszczu fotoreporterów. Jednak pierwszą rzeczą z jaką się spotykamy na obiekcie było bardzo miłe przyjęcie ze strony miejscowych. Już przy bramie wejściowej poznaję osobę, która zapraszała mnie na wizytę w Dziekanowicach. Po chwili zostaję przedstawiony panu prezesowi i od tego momentu co chwilę jestem oprowadzany to tu, to tam, oglądając obiekt, który prezentuje się fantastycznie. Nowoczesny budynek klubowy, szatnie, pomieszczenie dla sędziów, toalety. Całość lśni nowością i czystością, że aż strach było poruszać się tam w glanach…

 

Sprawy służbowe załatwiamy szybko, przy czym okazuje się, że na obiekcie obecny jest tylko jeden arbiter bo dwóch nie zdążyło jeszcze dojechać. Panowie ostatecznie spóźniają się dobre 15 minut, co daje mi możliwość sfotografowania tęczy i podziwiania uroków miejscowych fanek. Tu warto dodać, że piękne kobiety widziałem chyba na każdym stadionie, ale w takiej liczby jak w Dziekanowicach to nigdzie. Momentami w oczekiwaniu na sędziów zastanawialiśmy się z Olem czy czasem nie jest tu planowany jakiś pokaz mody…

 

Podobnie długo jak my - na sędziów na swoje sukcesy czekała Dziecanovia. Klub zaczął od „wysokiego C” w rok po swoim powstaniu - w 1953 roku - wywalczył awans do B klasy. Były to miłe złego początki, bo potem na długie lata utknął w „amatorszczyźnie” i to do tego stopnia, że w klubowych archiwach są spore luki. Na dobre zespół zaistniał pod koniec lat 90 a obecnie od 2 sezonów gra w klasie okręgowej. Obecna okręgówka to chyba odpowiedni poziom dla tego klubu. Pewnie, że wszyscy chcieliby grać w Ekstraklasie, ale lepiej mierzyć siły na zamiary niż tworzyć „piłkarską patologię” czyli moje ukochane pole buraków, ziemniaków i kukurydzy w Ekstraklasie.

 

W przerwie spotkania, zwabiony niczym głosem syren, postanawiam udać się bliżej trybun w celu obejrzenia z bliska tych stadionowych modelek. Kilka z nich nawet podrywało Michała, ale chłopak się chyba speszył. Ja na flirty nie miałem czasu, bo dość szybko zostałem przejęty przez działaczy, którzy oprowadzają mnie po budynku i częstują zimnym puszkowym napojem (tym który lubię najbardziej). I tak pierwsze 10 minut drugiej połowy oglądam sobie na trybunach dopijając powoli zacny trunek, po czym wracam za bramkę do Ola.

 

Zaskoczyła mnie dość duża frekwencja na meczu. Kibice przygotowali też skromne oprawy. Fani obu drużyn zachowywali się spokojnie, a w końcówce po trybunach unosił się głośny doping. Mnie frekwencja zaskoczyła na plus, tymczasem jak się dowiedziałem była słaba (!). Widać w Dziekanowicach fanów futbolu nie brakuje.

 

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Mecz dostarczył nam trochę emocji, więc w pełni zadowoleni z wyjazdu możemy zwijać majdan i się zbierać. Żegnamy się z miejscowymi. I ruszamy w stronę Krakowa. Co jednak byłby warty niedzielny wyjazd bez meczowej kiełbaski… Jako, że takiej nie było w sprzedaży na stadionie, a my wiecznie głodni, to udaje mi się namówić chłopaków na najlepsze kiełbaski w Krakowie czyli Grill pod NCK-iem (niech mają darmową reklamę, są tego warci).


Po drodze w aucie (chyba od tego upału) bije nam już taka szajba, że dobrze, że żaden radiowóz nie jechał obok bo skończyło by się na badaniu czy czasem czegoś nie braliśmy. Aż sobie nie mogę wyobrazić co by się działo, gdybyśmy tak wesołym składem polecieli nie 40 ale 400 kilometrów.


Koniec końców, lądujemy na grillu (tzn. nie my dosłownie, bo tak dużego rusztu by nas usmażyć w piekle nie mają) a raczej, jak to pewnie zaraz poprawi mój wierny korektor - przy grillu. Szamiemy po kiełbasce. Ja w sumie mogę iść do domu "z buta" (jakieś 400 metrów) ale podjeżdżam z chłopakami jakieś 150 m (co by się nie zmęczyć) i tym samym zamykam udany sezon 2014/2015.

 

To już ostatni pamiętnik w tym sezonie, mam nadzieję, że w przyszłym terminarze ułożą się tak, że zdołam nadrobić zaległości i odwiedzić tych, którzy czekają na mój przyjazd.
 

Tradycyjne pomeczowe PKB:
Piwo: jakieś tam zostało podczas wyjazdu spożyte…
Kiełbaski: brak
Bilety: były i mamy do kolekcji, z czego cieszy się posiadacz Najbardziej Specyficznego Samochodu Świata.


 

Przygotował: Dariusz Grochal (Futbol-Małopolska)


  • Komentarzy [0]
  • czytano: [585]
 

Dodaj swój komentarz

Autor: Treść:pozostało znaków:

Buttony

Reklama

Ostatnie spotkanie

Nie wprowadzono danych o ostatnich meczach.

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Tabela ligowa

A-klasa » Myślenice

Najbliższa kolejka

Najbliższa kolejka 1

Statystyki drużyny

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 20 gości

dzisiaj: 174, wczoraj: 107
ogółem: 3 578 740

statystyki szczegółowe

Kontakty

Administrator
zostaw wiadomość